niedziela, 5 kwietnia 2009

Mary..again

Meine Bruno

Bloody Mary

Tokyo Black Star - Black Ships





Wokół niemieckiego labelu Innervisions zrobiło się już głośno za sprawą drugiego singla "Rej" duetu Ame. Od tego czasu minęły zaledwie cztery lata, a wytwórnia zdążyła już sobie wyrobić solidną pozycję na rynku. Blisko dwadzieścia pozycji w katalogu, błyskotliwy, pełen wdzięku artwork towarzyszący każdemu wydawnictwu oraz wizjonerska, zahaczająca wielokrotnie o futuryzm muzyka zjednała już sobie wielu zwolenników. Kolejnym krokiem w działalności Innervisions staje się wydanie pierwszego albumu autorskiego, za który staje się odpowiedzialny duet Tokyo Black Star. Autorzy pierwszej EP'ki i równocześnie jeden z flagowych projektów wytwórni przygotowali swój debiutancki album zatytułowany "Black Ships".

Na pierwszy rzut oka wszystko zachowuje kolej rzeczy. Pierwsza autorska płyta jest zawsze wielkim wydarzeniem dla artysty, jej cień stale towarzyszy w dalszej aktywności i na ogół pozostaje na dłużej w pamięci odbiorców. W przypadku Tokyo Black Star wszystko wygląda przewrotnie ponieważ na "Black Ships" umieszczono utwory już wcześniej wydane. Z wyjątkiem "Powder dreams", "Caballero", "Intermission", "AES-S3" oraz "Kaguri" pozostałe dziewieć tracków ujrzało już światło dzienne, co jest poniekąd niezrozumiałe. Jestem daleki od wypowiedzenia słów, że przedsięwzięcie zostało przeprowadzone nieco na siłę, co kompletnie nie pasuje mi do wizerunku labelu, ale też trudno jest zaprzeczyć oczywistym faktom. Zapewne znajdzie się tyle samo zwolenników co i przeciwników, a na końcu muzyka i tak zawsze obroni się sama.

Podążając tropem Tokyo Black Star trafiamy do Tokio, miasta na końcu świata, kolebki sztuki w każdym wymiarze, tam gdzie czas leci dwa razy szybciej, gdzie dosłownie wszystko stanowi zagadkę i zapiera dech w piersiach. Taka jest też ich muzyka, pozbawiona wszelkich granic, tak samo odosobniona, nieschematyczna i owiana mgiełką tajemnicy. Moment, w którym nadchodzi kres ludzkich możliwości wydaje się w przypadku "Black Ships" najlepszą chwilą do postawienia żagli i wypłynięcia w intelektualny bezkres.
Niezwykle trudno jest się podjąć interpretacji zawartości krążka, wstawienia go w jakieś niepotrzebne ramy, gdyż chwila kiedy próbujemy to zrobić staje się w tym samym czasie całkowicie zbędna. Zdecydowanie nie jest to pozycja skierowana stricte na dancefloor, słuchacz poczuje się bardziej błogo gdy odpali sobie zawartość w domowym zaciszu i pozwoli zaprowadzić się w jeszcze nieznane rejony swojej psychiki. Utwory oparte na house'owej geometrii rozbudowują się w nieznanym kierunku, zahaczając często o struktury IDM czy ambientu, tym samym siejąc jeszcze większy zamęt w głowie. Trudno jest wyodrębnić zapadające szczególnie w pamięć momenty, instrumentarium i aranże są na tyle bogate, że można było by napisać poemat o każdym z utworów. Deep house'owy, niezwykle ciepły "Black Star", pedzący niczym odyseja kosmiczna "Violent Rush", hipnotyczny "Reincarnation", drapieżny "Midnight Emperor" czy chilloutowa "Kagura" to tylko cząstka całego, jakże urozmaiconego równania.

Z czystym sumieniem mogę polecić tą płytkę osobom o otwartych umysłach, szukających większych wrażeń, pragnących zatopić się w oceanie myśli z dala od niepotrzebnego zgiełku. Niezwykle oryginalna propozycja i zapewne długo niedościgniony wzór. Tokyo Black Star udowadniają tym albumem, że stoją na straży futurystycznego pomostu, gdzie dźwięk i harmonia tworzą spójną całość.

Tracklisting Tokyo Black Star - Black Ships:

1. Powder Dreams
2. Caballero
3. Violent Rush
4. Black Star feat. Rich Medina
5. Reincarnation
6. Still Sequence
7. Deep Sea
8. Kagura
9. Game Over
10. Midnight Emperor
11. Intermission
12. AES-S3
13. Sepiaphone
14. Blade Dancer Beatless

BLACK SHIPS PAINTINGS BY MATZU















Kleinschmager Audio - Audiology


Niezwykle zajmujące jest, na jak rozległe dyscypliny wiedzy pogrupowana jest nauka, o istnieniu której wie każdy z nas. Dziesiątki dziedzin, plątanina pojęć, w której trudno połapać się zwykłemu śmiertelnikowi, nie wspominając o terminach nigdy wcześniej nie usłyszanych. Audiologia, bo tym obszarze medycyny mowa, używająca swych narzędzi w leczeniu zaburzeń słuchu, bazująca na odbieraniu dźwięków ze środowiska przez człowieka, stanowi niewątpliwie atrakcyjne pole do analizy. Metodyka oraz aparatura, przy pomocy której śledzi się reakcje organizmu na stymulacje dźwiękowe z powodzeniem można przełożyć na płaszczyznę artysta - odbiorca w dziedzinie muzyki. Podążając zatem tym tropem, powinniśmy być przygotowani na to, że "Audiology" według Kleinschmager Audio dostarczy nam efektywnej dawki częstotliwości. Pozostaje tylko pytanie, czy na tyle skutecznie, by zatrząsnąć naszymi receptorami słuchowymi.

Zawartość krążka to zbiór dziesięciu kompozycji utrzymanych w większości w stylistyce minimal techno, które z założenia powinny doprowadzać parkiet do wrzenia. Do takiego wniosku można dojść z łatwością, gdy na pierwszy ogień z naszych głośników wydostanie się "Audio 1". Ponownie wyedytowany i podrasowany specjalnie na tę okazję track, przyprawia o szybsze bicie serca już na samym wstępie. Nie ma mowy o delikatnym, nastrojowym intro. Pędząca perkusja z pulsującą wraz z nią głęboką linią basową oraz wydostającą się z niego chłodną oprawą metalicznych sampli świetnie wprowadza w klimat płyty. Szkoda, ze ulega on delikatnemu załamaniu przy okazji "Audio2", który swą nieskomplikowaną, pokrętną rytmiką po prostu dręczy po jakimś czasie. Delikatny kryzys, na całe szczęście mija błyskawicznie i dynamika powraca z potrójną siłą w utworze zatytułowanym "Audio3", gdzie nasze zmysły bombardowane są serią szeleszczących hi hatów. Momentem, który szczególnie przykuł moją uwagę i z miejsca stał się jednym z faworytów na całym krążku jest "Tuba Auditiva" - całkowicie świeży, niewydany jeszcze materiał. Nie wyróżniająca się niczym szczególnym konstrukcja, urozmaicona jest arcyciekawą, mistyczną melodią, która narastając, przenikliwie wachluje emocjami. Pierwszą część albumu kończy w mojej opinii najbardziej agresywny numer. "Incus", bo o nim mowa, rozwija się bardzo niewinnie, wręcz w standardowym kierunku plumkającego minimal techno, zbliżonym do produkcji Marca Houle. Gdy wydaje się, że przez sześć minut, nie dojdzie do żadnego zwrotu akcji, znikąd pojawia się gwałtowny hi hat, który nadaje produkcji zawrotnego tempa, czyniąc z niego autentyczne monstrum.


Kolejny rozdział otwiera piątka utworów, która niestety nie jest już tak atrakcyjna. "Emphasis" i "Pharfizer", które jak sądzę miały dać odetchnąć słuchaczowi, nie elektryzują swoją leniwą estetyką, a "1999" drażni powtarzającym się z za dużą częstotliwością dzwoniącym samplem. Doskonale broni się jednak końcówka, a dwa ostatnie utwory wieńczące album doskonale rehabilitują chwilowe znudzenie. "Helicotrema" utrzymuje do końca parkietowy charakter swoim hipnotycznym groove, a zaskakujący "Eclipse" objawia się w zmysłowej dubstepowej szacie.


Trudno odmówić "Audiology" braku masy interesujących, dopieszczonych sampli i wyraziście surowych automatów perkusyjnych. Słychać, że maczali w tym palce eksperci od obróbki dzwięku, co odbija się w krystalicznie czystym odbiorze. Jednak, zdecydowanie za mało jest takich momentów, w których włos zjeżył by się na głowie na tyle by wracać do wydawnictwa raz za razem. Rrygular nie obniżył swojego ogromnego potencjału, utrzymał po prostu poprzeczkę na swoim i tak już wysokim poziomie. Efekt uniesionych ku górze rąk oraz przenikliwego aplauzu klubowiczów z pewnością mogę zagwarantować.

Tracklisting: Kleinschmager Audio - Audiology
01 - Audio1 (album re-edit)
02 - Audio2 (album edit)
03 - Audio3 (short album version)
04 - Tuba auditiva
05 - Incus
06 - Emphasis (album dub version)
07 - 1999
08 - Pharfizer (album version)
09 - Helicotrema (album version)
10 - Eclipse