niedziela, 6 grudnia 2009

Phatt Sounds Podcast #002 – Patch








1. Anonym - Dance With Me In Love
2. Shackleton – Asha In The Tabernacle
3. Funzion – Random Love
4. Onur Ozer – Aida (Baby Ford Rmx)
5. Bruno Pronsato – Arianna And I
6. Daze Maxim – Strange Things
7. Seth Troxler – Hurt (with Matthew Dear)
8. Rudolf – Join The Army With Me (Daze Maxim Rmx)
9. Mikael Stavostrand – We Are Velvet Foam
10. Sammy Dee – Purplehummer
11. Melchior Productions Ltd – The Later The Evening
12. Dario Zenker – Would Be Nice
13. Ion Ludwig – Late Bed
14. Franco Cangelli – Taking The Next Cloud (Sven’s Taking Back Rmx)
15. Shackleton – (No More) Negative Thoughts

poniedziałek, 23 listopada 2009

czwartek, 5 listopada 2009

bruno pronsato - bunker podcast #57...


I love this mix, he's one of my favourite and one of more influential artist recently.

Keep the groove goin' !


piątek, 30 października 2009

Sven Weisemann - Xine


Długo czekałem na odpowiedni moment by napisać kilka słów o tym albumie. Dzisiaj wreszcie nadszedł ten czas. Jest dokładnie tak jak chciałem. Poranna jesienna szarość za szybą, chłodne wnętrze mojego pokoju, odrętwiała świadomość, kawa, papieros i moja "Xine". Dzisiaj słońce się tutaj nie wedrze. 

To nie będzie długa opowieść. Sven Weisemann pewnie też by sobie tego nie życzył, chociaż do muzyki którą stworzył spokojnie można było by napisać scenariusz filmowy. Brzmi to niewiarygodnie, ale młody Niemiec przeniknął ze świata syntetycznej elektroniki w takie realia muzyki klasycznej, o które nikt się jeszcze wcześniej nie otarł. 

Ukazujący się na platformie Wandering, będącej sublabelem Mojuba Records, debiutancki album "Xine" nie jest nawet muzyką, w objęciach której obcujemy na codzień - w dosłownym sensie ani w rzeczywistości. Bliżej jest mu właśnie do soundtracku, gatunku, do którego fascynacji artsta oficjalnie się przyznaje. Lecz nie tylko. "Music is my life" - takie oto zdanie możemy przeczytać na jego stronie. Czy jest potrzeba dodawania czegoś więcej ? 

"Xine" jest jak bardzo dobra powieść. Skonstruowana niczym książka, podzielona nawet na roździały. Dwadzieścia epizodów, przeważnie krótkich kompozycji doskonale zlewających się w jedną spójną całość i tworzących emocjonalną ucztę. Głównym bohaterem-instrumentem, tak skutecznie paraliżującym ciało i umysł na "Xine" jest pianino. Jego nieskazitelne brzmienie kreuje niebagatelne melodie, podążając w stale w nieznanym kierunku. Z żywych instrumentów usłyszeć można często również skrzypce czy kontrabas. Pojawiające się często ambientowe, orientalne pejzaże("The Swan Of Desire") czy niewinnie cykające hi-haty stwarzają atmosferę misteryzmu oraz wpędzają w egzystencjonalne i bardzo emocjonalne zakamarki("Tearily"). W zasadzie każdy fragment tego albumu zasługuje na wyróżnienie. Nawet początkowa kompozycja, utrzymana w konwencji dub techno hybryda "Xine", która nie pasuje trochę do konwencji albumu.

Jeżeli poszukujecie muzyki, przy której chcielibyście się wzruszyć to album "Xine" autorstwa Sven'a Weisemann'a zaadresowany jest właśnie do Was. Polecam gorąco na chłodne wieczory i sugeruję konsumpcję głównie w samotności, chociaż we dwoje muzyka również się sprawdziła. Będziecie wiedzieć jaką osobę mam na myśli.

Lista utworów:

01. Xine 
02. Xine II 
03. Xine III Aeron 
04. Xine IV Lyra 
05. Xine V Tearily 
06. Xine VI Habor Lights 
07. Xine VII Abroad 
08. Xine VIII Life Cycle 
09. Xine IX Suri 
10. Xine X Awake 
11. Xine XI The Swan Of Desire 
12. Xine XII Ajna 
13. Xine XIII Ray 
14. Xine XIV Streams Of Living Water 
15. Xine XV Sunašs Flow 
16. Xine XVI Avedon 
17. Xine XVII Blandish 
18. Xine XVIII Love In Vein 
19. Xine XIX Swell 
20. Xine XX Tyree's Meaningful Look

 


poniedziałek, 26 października 2009

Patch - Oktober promo djset(100% vinyls)







 

Recorded: Zielona Góra, Western Poland on 10th of October 
Size: 103 MB 
Length: 75 min 

Tracklist: 

1. Leonel Castillo - El Nino [Greener] 
Efdemin - Stately, Yes [Dial] 
2. Ion Ludwig - Varewell Am Sternendam [Resopal] 
3. Rudolf - El Hombre De La Mascara(short) [Archipel] 
4. So Inagawa - Side Ways [Multivitamins] 
5. Cascabel Gentz - Dirty Lips(Afrilounge remix) [Einmaleins] 
6. Mathias Masteno - Tante Dunkel [Upon You] 
7. Margaret Dygas - Frankly [Perlon] 
8. Elephant Pixel - The Pink River(Bruno Pronsato's Your Eyes Taste Like Mine Remix) [Lomidhigh] 
9. Tom Ellis - Simple Truth [Telegraph] 
10. Daze Maxim - Jat [Hello?Repeat] 
11. Cascabel Gentz - The Pressure Of It All(Kreon Remix) [We Are] 
12. Ray Okpara - Frozen On Yellow Ice [Area Remote] 
13. Duijn & Douglas - Cat Concrete(Baaz Remix) [Nowar] 
14. Kate Simko - Take You There feat. Brenda [Spectral Sound] 
15. Soul Capsule - Waiting 4 a Way [Perlon] 
Bruno Pronsato - The Make Up [Thesongsays]

DIRECT DOWNLOAD:

http://dl.electronicmusic.pl/2009/Patch_-_Oktober_promo_Mix_.mp3

poniedziałek, 24 sierpnia 2009

niedziela, 23 sierpnia 2009

ona...

...tej gwiaździstej styczniowej nocy zmieniło się wszystko. Pojawiła się Ona. Nie przypuszczałem, że jeszcze kiedyś poczuję się tak swobodnie jak wtedy, że spróbuję jeszcze raz odsłonić przed kimś swoje skomplikowane wnętrze. Stała się moim przyjacielem i aniołem stróżem...tak bezinteresownie. Tęskniłem lecz jednocześnie bałem się tego uczucia. Strach przed tym co będzie był paraliżujący, nie widziałem czy znajdę w sobie na tyle siły i odwagi by zacząć wszystko od początku. Byłem głupi i nieodpowiedzialny, myślałem tylko o sobie, przez długi czas nie doceniając tego co mnie spotkało. Zwlekałem i odkładałem wszystko w nieznanym miejscu. Pragnąłem poczuć to co Ona, pokochać jeszcze raz, ten jedyny raz.
Upłynęło za dużo czasu, zmarnowałem mnóstwo chwil by powiedzieć jak bardzo na Niej mi zależy. Widziała moje niezdecydowanie, cierpiała przeze mnie i wylewała niepotrzebne łzy. Czemu zwlekałem tak długo? Tak trudno odpowiedzieć na postawione przez siebie pytania. Tak trudno docenić wartość upływającej chwili. Nie wiem tak do końca co pchało mnie w tą próżnię, co wywierało zły wpływ. Zacząłem czuć się źle, widząc jak się od Niej oddalam. Za często traciłem ją z oczu, za wiele razy sprawiałem jej przykrość i zostawiałem samą z jej problemami. Kochałem ją na swój sposób, wiele razy brakowało mi jednak odwagi by powiedzieć Jej to co naprawdę do Niej czuję.
Czas płynął dalej. Nieoczekiwanie jego widmo stało się dla mnie ratunkiem. To, co kształtowało się we mnie przestało nareszcie ciągnąć się w nieskończoność. Nieoczekiwanie odżyłem, a wraz ze mną wiara, że potrafię oddać komuś swoje sercę. Jej wzrok, zapach, głos i dotyk rozgrzanego ciała zaczęły mi sprawiać potrójną przyjemność. Dostrzegłem jej piękno i rozpaliłem w sobie płomień.
Gdy obecnie wyglądam w przyszłość to widzę w niej miejsce dla nas obojga. Chciałbym bardzo coś jej udowodnić, chcę by czuła się przy mnie bezpiecznie. Tak wiele rzeczy pragnę, tak wiele chcę w swoim życiu zmienić. Tak bardzo chcę...

poniedziałek, 25 maja 2009

Billy Dalessandro - Polis




























Przyglądając się aktualnej sytuacji na odbudowującej się scenie techno w Chicago, nie trudno zauważyć, że aktorem odgrywającym na niej jedną z głównych ról jest Billy Dalessandro - założyciel wytwórni Siteholder, doceniony na starym kontynencie już w roku 2002 za sprawą debiutanckiej EP-ki wydanej dla niemieckiej wytwórni Resopal, na której już rok później ukazał się jego pierwszy autorski album „Midievalization". Kolejne dwa krążki „Starcity"(Resopal RED) i „Into the atom" (Harthouse) umocniły tylko jego pozycję wśród producentów ambitnego techno. Rok 2009 to współpraca z portugalskim labelem Soniculture, na łamach którego ukazał się czwarty album w karierze Dalessandro - „Polis".

Zawierająca jedenaście utworów płyta, zainspirowana zurbanizowanymi strukturami miasta („Polis” - z języka greckiego oznacza właśnie miasto), jest częstym motywem do którego nawiązuje artysta w swoich produkcjach. Rozpoczynające krążek intro „Institution" wiernie odzwierciedla miejski chaos w godzinach szczytu, dodatkowo dekorując ponurość chwili dochodzącymi z pobliska odgłosami kościelnych dzwonów. Po tak subtelnym wprowadzeniu jesteśmy od razu skierowani na właściwą trajektorię, w której osadzony jest "Polis". Pierwsze dźwięki „Callgirl" zwiastują, że nie będzie to kontemplacyjna wędrówka w house'owych rytmach, lecz konkretna, energiczna podróż przez głębokie techniczne zakamarki. Cechą charakterystyczną niemal wszystkich pozycji na płycie jest fluidowy, bulgoczący bas (szczególnie w „Nanomachines"), nadający utworom mocno imprezowego wyrazu („Joust", „Infatuate"). Dalessandro szczególną wagę przywiązuje do tego by jego utwory przez całą swoją długość zaskakiwały nieoczekiwanym wirażami, przebudowując nieustannie ich geometrię, nie wywołując tym samym efektu znużenia. Bardzo zgrabnie prezentują się kompozycje w których ucieka w bardziej harmoniczne struktury. „Alphasex" czy nieco dubowy, świetny „Escapement" pokazują, że znakomicie czuje się również komponując urokliwe, melodyjne eskapady.
Dziwnym zjawiskiem jest pojawienie się utworu „Inthered", który kompletnie nie pasuje do całości. Przypominający electro z lat 80-tych twór burzy trochę atmosferę, przemycając zapomnianego ducha z innej epoki. Dzięki "Acidburn" tempo ponownie wzrasta o kilka uderzeń, a pojawiające się acidowe wstawki doskonale komponują się z całością, tworząc pulsujący groove. Zadziornie prezentuje się "Inebriate" z męskimi wokalnymi wstawkami, z prowokacyjnym, odgrywającym główną rolę synthem, a kończący dzieło, magiczny "Only your touch" bezpiecznie doprowadza nas do końca tej emocjonującej podróży.

Nieskromnie powiem, że na tym etapie „Polis" pewnie zajmuje jedno z pierwszych miejsc w moim osobistym rankingu płytowym z tego roku. Na ten efekt w większej mierze składa się osobliwe brzmienie Dalessandro wsparte dużym talentem w konstruowaniu utworów pod kątem ich niepowtarzalności. Sposób przekazywania emocji opanował do perfekcji, co nie jest prostym zadaniem. Polecam wszystkim, którzy dawno zapomnieli o tym jak głęboki przekaz niesie jeszcze ze sobą minimal techno - muzyka, która cały czas zaskakuje.


Lista utworów:
01. Institution
02. Callgirl
03. Nanomachines
04. Joust
05. Infatuate
06. Barnacles
07. Alphasex
08. In The Red
09. Escapement
10. Acidburn
11. Inebriate
12. Only Your Touch


Elephant Pixel - Estrellita
































Od kiedy pamiętam, Argentyna zawsze słynęła z zastępów muzycznie utalentowanej młodzieży. O większości z artystów nieskromnie można mówić już jako o gwiazdach, których nazwiska cisną się na usta wszystkich. Osoba Franco Di Lorenzo, od jakiegoś czasu śmiało dobija się do tego grona zwracając uwagę krytyków produkcjami podpisanymi pseudonimem Dilo.

Wydawnictwa ukazujące się za pośrednictwem takich uznanych labeli jak Telegraph, Adjunct, Einmaleins, LessIzMore, Esperanza czy jego własnej oficyny Igloo, za każdym razem spotykają się z ciepłym przyjęciem. Na potrzeby tej ostatniej przybrał alias Elephant Pixel, pod którym urzeczywistnia swoje odmienne muzyczne fascynacje.
Ukazujący się w wersji cyfrowej album "Estrellita" jest jego drugim autorskim krążkiem, który tym razem wypłynął na powierzchnię dzięki duńskiej wytwórni Lomidhigh Unlimited.

Usatysfakcjonowani będą ci wszyscy, którzy po najnowszym albumie Argentyńczyka oczekiwali objawienia się innego oblicza artysty. Słynący z mrocznych, surowych minimalowych produkcji Di Lorenzo, także najwyraźniej musiał odpocząć od rytmów 4/4 i wzorem takich indywidualności jak np. Matthew Dear złapał za gitarę i mikrofon, komponując oryginalną muzykę, w której niełatwo jest się doszukać źródeł inspiracji. "Estrellita" jest bardzo osobistym albumem, na którego efekt końcowy duży wpływ miał ostani nieudany związek Franco. W "Running Away" akcentuje to dość dobitnie śpiewając “I’m running away… I’m searching a way….I got my self into a really fucked up situation… and I have no idea how to get out of there.” Pierwsze cztery utwory są utrzymane w klimacie ambitnej pop elektroniki, przypominające nieco twórczość Andrzeja Smolika. Chwytliwe melodie wygrywane za pomocą akustycznej gitary, inteligentnie zaaranżowane rozmaite syntetyczne dźwięki oraz wokal Dilo, tworzą spójną całość wywołując uśmiech na twarzy. "Lost In The Wind" różnicuje atmosferę uspakajając swoim chilloutowym klimatem, a następujący po nim "Underneath My Pillow" skutecznie ukaja do snu niczym kołysanka. "She's An Island" i "Windblows" są nijako kontynuacją z początku płyty, w której od teraz aż do końca, nastrój ulega odwróceniu o sto osiemdziesiąt stopni. Zaczyna się od "Gato Con Botas", które swoją konstrukcją przypomina bardzo Radiohead z czasów ich największej świetności. "Slowen Falls" i "Acantilados" wprowadzają trochę większego zamieszania z mnóstwem zniekształconych dźwięków i szeleszczącej perkusji. Ostatnie trzy produkcje to już perfekcyjnie naszkicowana, przecinająca przestrzeń emocjonalna esencja IDM. Nie wiem jak głębokie więzi łączą Dilo z Apparatem, ale słychać wyraźne inspiracje twórczością niemieckiego producenta.

"Estrellita" spadła z nieba jak gwiazda. Przez długi czas próbowałem rozszyfrować znaczenie tytułu płyty ale bez skutku - do dzisiaj. Tak, jak rzadko na naszej planecie zachodzi powyższe zjawisko, tak z tą samą częstotliwością ukazują się na rynku takie perełki jak album Elephant Pixel. Nie należy ubolewać nad tym, że wydawnictwo będzie dostępne wyłącznie w formie cyfrowej. Dla sympatyków czarnych krążków będzie również dostępna wersja 12" z genialnym remiksem "Pink River" autorstwa Bruno Pronsato.


Lista utworów (digital):
1. Estrellita
2. The Pink River
3. Running Away
4. Magneticos
5. Lost in the Wind
6. Underneath my Pillow
7. She’s An Island
8. Windblows
9. Gato con Botas
10. Slowen Falls
11. Acantilados
12. Egypt
13. Desert
14. Applesaft

Lista utworów (winyl):
A1. Estrellita
A2. The Pink River
A3. Running Away
A4. Magneticos
A5. Underneath my Pillow
A6. Desert
B1. The Pink River (Bruno Pronsato´s Your Eyes Taste Like Mine Remix)

niedziela, 5 kwietnia 2009

Mary..again

Meine Bruno

Bloody Mary

Tokyo Black Star - Black Ships





Wokół niemieckiego labelu Innervisions zrobiło się już głośno za sprawą drugiego singla "Rej" duetu Ame. Od tego czasu minęły zaledwie cztery lata, a wytwórnia zdążyła już sobie wyrobić solidną pozycję na rynku. Blisko dwadzieścia pozycji w katalogu, błyskotliwy, pełen wdzięku artwork towarzyszący każdemu wydawnictwu oraz wizjonerska, zahaczająca wielokrotnie o futuryzm muzyka zjednała już sobie wielu zwolenników. Kolejnym krokiem w działalności Innervisions staje się wydanie pierwszego albumu autorskiego, za który staje się odpowiedzialny duet Tokyo Black Star. Autorzy pierwszej EP'ki i równocześnie jeden z flagowych projektów wytwórni przygotowali swój debiutancki album zatytułowany "Black Ships".

Na pierwszy rzut oka wszystko zachowuje kolej rzeczy. Pierwsza autorska płyta jest zawsze wielkim wydarzeniem dla artysty, jej cień stale towarzyszy w dalszej aktywności i na ogół pozostaje na dłużej w pamięci odbiorców. W przypadku Tokyo Black Star wszystko wygląda przewrotnie ponieważ na "Black Ships" umieszczono utwory już wcześniej wydane. Z wyjątkiem "Powder dreams", "Caballero", "Intermission", "AES-S3" oraz "Kaguri" pozostałe dziewieć tracków ujrzało już światło dzienne, co jest poniekąd niezrozumiałe. Jestem daleki od wypowiedzenia słów, że przedsięwzięcie zostało przeprowadzone nieco na siłę, co kompletnie nie pasuje mi do wizerunku labelu, ale też trudno jest zaprzeczyć oczywistym faktom. Zapewne znajdzie się tyle samo zwolenników co i przeciwników, a na końcu muzyka i tak zawsze obroni się sama.

Podążając tropem Tokyo Black Star trafiamy do Tokio, miasta na końcu świata, kolebki sztuki w każdym wymiarze, tam gdzie czas leci dwa razy szybciej, gdzie dosłownie wszystko stanowi zagadkę i zapiera dech w piersiach. Taka jest też ich muzyka, pozbawiona wszelkich granic, tak samo odosobniona, nieschematyczna i owiana mgiełką tajemnicy. Moment, w którym nadchodzi kres ludzkich możliwości wydaje się w przypadku "Black Ships" najlepszą chwilą do postawienia żagli i wypłynięcia w intelektualny bezkres.
Niezwykle trudno jest się podjąć interpretacji zawartości krążka, wstawienia go w jakieś niepotrzebne ramy, gdyż chwila kiedy próbujemy to zrobić staje się w tym samym czasie całkowicie zbędna. Zdecydowanie nie jest to pozycja skierowana stricte na dancefloor, słuchacz poczuje się bardziej błogo gdy odpali sobie zawartość w domowym zaciszu i pozwoli zaprowadzić się w jeszcze nieznane rejony swojej psychiki. Utwory oparte na house'owej geometrii rozbudowują się w nieznanym kierunku, zahaczając często o struktury IDM czy ambientu, tym samym siejąc jeszcze większy zamęt w głowie. Trudno jest wyodrębnić zapadające szczególnie w pamięć momenty, instrumentarium i aranże są na tyle bogate, że można było by napisać poemat o każdym z utworów. Deep house'owy, niezwykle ciepły "Black Star", pedzący niczym odyseja kosmiczna "Violent Rush", hipnotyczny "Reincarnation", drapieżny "Midnight Emperor" czy chilloutowa "Kagura" to tylko cząstka całego, jakże urozmaiconego równania.

Z czystym sumieniem mogę polecić tą płytkę osobom o otwartych umysłach, szukających większych wrażeń, pragnących zatopić się w oceanie myśli z dala od niepotrzebnego zgiełku. Niezwykle oryginalna propozycja i zapewne długo niedościgniony wzór. Tokyo Black Star udowadniają tym albumem, że stoją na straży futurystycznego pomostu, gdzie dźwięk i harmonia tworzą spójną całość.

Tracklisting Tokyo Black Star - Black Ships:

1. Powder Dreams
2. Caballero
3. Violent Rush
4. Black Star feat. Rich Medina
5. Reincarnation
6. Still Sequence
7. Deep Sea
8. Kagura
9. Game Over
10. Midnight Emperor
11. Intermission
12. AES-S3
13. Sepiaphone
14. Blade Dancer Beatless

BLACK SHIPS PAINTINGS BY MATZU















Kleinschmager Audio - Audiology


Niezwykle zajmujące jest, na jak rozległe dyscypliny wiedzy pogrupowana jest nauka, o istnieniu której wie każdy z nas. Dziesiątki dziedzin, plątanina pojęć, w której trudno połapać się zwykłemu śmiertelnikowi, nie wspominając o terminach nigdy wcześniej nie usłyszanych. Audiologia, bo tym obszarze medycyny mowa, używająca swych narzędzi w leczeniu zaburzeń słuchu, bazująca na odbieraniu dźwięków ze środowiska przez człowieka, stanowi niewątpliwie atrakcyjne pole do analizy. Metodyka oraz aparatura, przy pomocy której śledzi się reakcje organizmu na stymulacje dźwiękowe z powodzeniem można przełożyć na płaszczyznę artysta - odbiorca w dziedzinie muzyki. Podążając zatem tym tropem, powinniśmy być przygotowani na to, że "Audiology" według Kleinschmager Audio dostarczy nam efektywnej dawki częstotliwości. Pozostaje tylko pytanie, czy na tyle skutecznie, by zatrząsnąć naszymi receptorami słuchowymi.

Zawartość krążka to zbiór dziesięciu kompozycji utrzymanych w większości w stylistyce minimal techno, które z założenia powinny doprowadzać parkiet do wrzenia. Do takiego wniosku można dojść z łatwością, gdy na pierwszy ogień z naszych głośników wydostanie się "Audio 1". Ponownie wyedytowany i podrasowany specjalnie na tę okazję track, przyprawia o szybsze bicie serca już na samym wstępie. Nie ma mowy o delikatnym, nastrojowym intro. Pędząca perkusja z pulsującą wraz z nią głęboką linią basową oraz wydostającą się z niego chłodną oprawą metalicznych sampli świetnie wprowadza w klimat płyty. Szkoda, ze ulega on delikatnemu załamaniu przy okazji "Audio2", który swą nieskomplikowaną, pokrętną rytmiką po prostu dręczy po jakimś czasie. Delikatny kryzys, na całe szczęście mija błyskawicznie i dynamika powraca z potrójną siłą w utworze zatytułowanym "Audio3", gdzie nasze zmysły bombardowane są serią szeleszczących hi hatów. Momentem, który szczególnie przykuł moją uwagę i z miejsca stał się jednym z faworytów na całym krążku jest "Tuba Auditiva" - całkowicie świeży, niewydany jeszcze materiał. Nie wyróżniająca się niczym szczególnym konstrukcja, urozmaicona jest arcyciekawą, mistyczną melodią, która narastając, przenikliwie wachluje emocjami. Pierwszą część albumu kończy w mojej opinii najbardziej agresywny numer. "Incus", bo o nim mowa, rozwija się bardzo niewinnie, wręcz w standardowym kierunku plumkającego minimal techno, zbliżonym do produkcji Marca Houle. Gdy wydaje się, że przez sześć minut, nie dojdzie do żadnego zwrotu akcji, znikąd pojawia się gwałtowny hi hat, który nadaje produkcji zawrotnego tempa, czyniąc z niego autentyczne monstrum.


Kolejny rozdział otwiera piątka utworów, która niestety nie jest już tak atrakcyjna. "Emphasis" i "Pharfizer", które jak sądzę miały dać odetchnąć słuchaczowi, nie elektryzują swoją leniwą estetyką, a "1999" drażni powtarzającym się z za dużą częstotliwością dzwoniącym samplem. Doskonale broni się jednak końcówka, a dwa ostatnie utwory wieńczące album doskonale rehabilitują chwilowe znudzenie. "Helicotrema" utrzymuje do końca parkietowy charakter swoim hipnotycznym groove, a zaskakujący "Eclipse" objawia się w zmysłowej dubstepowej szacie.


Trudno odmówić "Audiology" braku masy interesujących, dopieszczonych sampli i wyraziście surowych automatów perkusyjnych. Słychać, że maczali w tym palce eksperci od obróbki dzwięku, co odbija się w krystalicznie czystym odbiorze. Jednak, zdecydowanie za mało jest takich momentów, w których włos zjeżył by się na głowie na tyle by wracać do wydawnictwa raz za razem. Rrygular nie obniżył swojego ogromnego potencjału, utrzymał po prostu poprzeczkę na swoim i tak już wysokim poziomie. Efekt uniesionych ku górze rąk oraz przenikliwego aplauzu klubowiczów z pewnością mogę zagwarantować.

Tracklisting: Kleinschmager Audio - Audiology
01 - Audio1 (album re-edit)
02 - Audio2 (album edit)
03 - Audio3 (short album version)
04 - Tuba auditiva
05 - Incus
06 - Emphasis (album dub version)
07 - 1999
08 - Pharfizer (album version)
09 - Helicotrema (album version)
10 - Eclipse