poniedziałek, 25 maja 2009

Billy Dalessandro - Polis




























Przyglądając się aktualnej sytuacji na odbudowującej się scenie techno w Chicago, nie trudno zauważyć, że aktorem odgrywającym na niej jedną z głównych ról jest Billy Dalessandro - założyciel wytwórni Siteholder, doceniony na starym kontynencie już w roku 2002 za sprawą debiutanckiej EP-ki wydanej dla niemieckiej wytwórni Resopal, na której już rok później ukazał się jego pierwszy autorski album „Midievalization". Kolejne dwa krążki „Starcity"(Resopal RED) i „Into the atom" (Harthouse) umocniły tylko jego pozycję wśród producentów ambitnego techno. Rok 2009 to współpraca z portugalskim labelem Soniculture, na łamach którego ukazał się czwarty album w karierze Dalessandro - „Polis".

Zawierająca jedenaście utworów płyta, zainspirowana zurbanizowanymi strukturami miasta („Polis” - z języka greckiego oznacza właśnie miasto), jest częstym motywem do którego nawiązuje artysta w swoich produkcjach. Rozpoczynające krążek intro „Institution" wiernie odzwierciedla miejski chaos w godzinach szczytu, dodatkowo dekorując ponurość chwili dochodzącymi z pobliska odgłosami kościelnych dzwonów. Po tak subtelnym wprowadzeniu jesteśmy od razu skierowani na właściwą trajektorię, w której osadzony jest "Polis". Pierwsze dźwięki „Callgirl" zwiastują, że nie będzie to kontemplacyjna wędrówka w house'owych rytmach, lecz konkretna, energiczna podróż przez głębokie techniczne zakamarki. Cechą charakterystyczną niemal wszystkich pozycji na płycie jest fluidowy, bulgoczący bas (szczególnie w „Nanomachines"), nadający utworom mocno imprezowego wyrazu („Joust", „Infatuate"). Dalessandro szczególną wagę przywiązuje do tego by jego utwory przez całą swoją długość zaskakiwały nieoczekiwanym wirażami, przebudowując nieustannie ich geometrię, nie wywołując tym samym efektu znużenia. Bardzo zgrabnie prezentują się kompozycje w których ucieka w bardziej harmoniczne struktury. „Alphasex" czy nieco dubowy, świetny „Escapement" pokazują, że znakomicie czuje się również komponując urokliwe, melodyjne eskapady.
Dziwnym zjawiskiem jest pojawienie się utworu „Inthered", który kompletnie nie pasuje do całości. Przypominający electro z lat 80-tych twór burzy trochę atmosferę, przemycając zapomnianego ducha z innej epoki. Dzięki "Acidburn" tempo ponownie wzrasta o kilka uderzeń, a pojawiające się acidowe wstawki doskonale komponują się z całością, tworząc pulsujący groove. Zadziornie prezentuje się "Inebriate" z męskimi wokalnymi wstawkami, z prowokacyjnym, odgrywającym główną rolę synthem, a kończący dzieło, magiczny "Only your touch" bezpiecznie doprowadza nas do końca tej emocjonującej podróży.

Nieskromnie powiem, że na tym etapie „Polis" pewnie zajmuje jedno z pierwszych miejsc w moim osobistym rankingu płytowym z tego roku. Na ten efekt w większej mierze składa się osobliwe brzmienie Dalessandro wsparte dużym talentem w konstruowaniu utworów pod kątem ich niepowtarzalności. Sposób przekazywania emocji opanował do perfekcji, co nie jest prostym zadaniem. Polecam wszystkim, którzy dawno zapomnieli o tym jak głęboki przekaz niesie jeszcze ze sobą minimal techno - muzyka, która cały czas zaskakuje.


Lista utworów:
01. Institution
02. Callgirl
03. Nanomachines
04. Joust
05. Infatuate
06. Barnacles
07. Alphasex
08. In The Red
09. Escapement
10. Acidburn
11. Inebriate
12. Only Your Touch


Elephant Pixel - Estrellita
































Od kiedy pamiętam, Argentyna zawsze słynęła z zastępów muzycznie utalentowanej młodzieży. O większości z artystów nieskromnie można mówić już jako o gwiazdach, których nazwiska cisną się na usta wszystkich. Osoba Franco Di Lorenzo, od jakiegoś czasu śmiało dobija się do tego grona zwracając uwagę krytyków produkcjami podpisanymi pseudonimem Dilo.

Wydawnictwa ukazujące się za pośrednictwem takich uznanych labeli jak Telegraph, Adjunct, Einmaleins, LessIzMore, Esperanza czy jego własnej oficyny Igloo, za każdym razem spotykają się z ciepłym przyjęciem. Na potrzeby tej ostatniej przybrał alias Elephant Pixel, pod którym urzeczywistnia swoje odmienne muzyczne fascynacje.
Ukazujący się w wersji cyfrowej album "Estrellita" jest jego drugim autorskim krążkiem, który tym razem wypłynął na powierzchnię dzięki duńskiej wytwórni Lomidhigh Unlimited.

Usatysfakcjonowani będą ci wszyscy, którzy po najnowszym albumie Argentyńczyka oczekiwali objawienia się innego oblicza artysty. Słynący z mrocznych, surowych minimalowych produkcji Di Lorenzo, także najwyraźniej musiał odpocząć od rytmów 4/4 i wzorem takich indywidualności jak np. Matthew Dear złapał za gitarę i mikrofon, komponując oryginalną muzykę, w której niełatwo jest się doszukać źródeł inspiracji. "Estrellita" jest bardzo osobistym albumem, na którego efekt końcowy duży wpływ miał ostani nieudany związek Franco. W "Running Away" akcentuje to dość dobitnie śpiewając “I’m running away… I’m searching a way….I got my self into a really fucked up situation… and I have no idea how to get out of there.” Pierwsze cztery utwory są utrzymane w klimacie ambitnej pop elektroniki, przypominające nieco twórczość Andrzeja Smolika. Chwytliwe melodie wygrywane za pomocą akustycznej gitary, inteligentnie zaaranżowane rozmaite syntetyczne dźwięki oraz wokal Dilo, tworzą spójną całość wywołując uśmiech na twarzy. "Lost In The Wind" różnicuje atmosferę uspakajając swoim chilloutowym klimatem, a następujący po nim "Underneath My Pillow" skutecznie ukaja do snu niczym kołysanka. "She's An Island" i "Windblows" są nijako kontynuacją z początku płyty, w której od teraz aż do końca, nastrój ulega odwróceniu o sto osiemdziesiąt stopni. Zaczyna się od "Gato Con Botas", które swoją konstrukcją przypomina bardzo Radiohead z czasów ich największej świetności. "Slowen Falls" i "Acantilados" wprowadzają trochę większego zamieszania z mnóstwem zniekształconych dźwięków i szeleszczącej perkusji. Ostatnie trzy produkcje to już perfekcyjnie naszkicowana, przecinająca przestrzeń emocjonalna esencja IDM. Nie wiem jak głębokie więzi łączą Dilo z Apparatem, ale słychać wyraźne inspiracje twórczością niemieckiego producenta.

"Estrellita" spadła z nieba jak gwiazda. Przez długi czas próbowałem rozszyfrować znaczenie tytułu płyty ale bez skutku - do dzisiaj. Tak, jak rzadko na naszej planecie zachodzi powyższe zjawisko, tak z tą samą częstotliwością ukazują się na rynku takie perełki jak album Elephant Pixel. Nie należy ubolewać nad tym, że wydawnictwo będzie dostępne wyłącznie w formie cyfrowej. Dla sympatyków czarnych krążków będzie również dostępna wersja 12" z genialnym remiksem "Pink River" autorstwa Bruno Pronsato.


Lista utworów (digital):
1. Estrellita
2. The Pink River
3. Running Away
4. Magneticos
5. Lost in the Wind
6. Underneath my Pillow
7. She’s An Island
8. Windblows
9. Gato con Botas
10. Slowen Falls
11. Acantilados
12. Egypt
13. Desert
14. Applesaft

Lista utworów (winyl):
A1. Estrellita
A2. The Pink River
A3. Running Away
A4. Magneticos
A5. Underneath my Pillow
A6. Desert
B1. The Pink River (Bruno Pronsato´s Your Eyes Taste Like Mine Remix)